Translate / Tłumacz

wtorek, 30 września 2014

Skończone i jesienne ciasto

Witam

     Skończyłam, skończyłam, skończyłam !!!!!!!!!! Skończyłam "śpiącego chłopca", no i od razu pokazuję zdjęcia, a co tam , muszę się pochwalić.
               Tak wygląda bez oprawy







         A tak z oprawą




            I w towarzystwie hafciarki


       Na pewno nie jedna z Was wie jakie to szczęście gdy skończona i oprawiona praca "uśmiecha" się do nas i szepcze "masz chwilę wolnego". No i ja właśnie taką chwilę wykorzystałam na malowanie stołu. Bo krzesła wymalowane, tylko stół pozostał. Czekałam na lepszą pogodę, bo było  zimno i wilgotno. Co prawda dzisiaj też nie  jest słonecznie, ale trudno, dłużej nie mogłam czekać


      Nie patrzcie na bałagan na balkonie, tak to już mam. Zanim coś zrobię to najpierw nabałaganię :)
      Po skończonej pracy zasłużyłyśmy na kawałek jabłecznika z antonówek i na herbatkę malinową z dziką różą. A wszystko podane na mojej ulubionej porcelanie we wzór cebulowy. Moim marzeniem jest cała zastawa w ten wzór, piękna jest.




     Na zakończenie moje jesienne kwiatki, kwitną jak by była pełnia  lata. Aż boję się, że nagle przyjdzie przymrozek i te piękne kwiaty padną, a ja nie zdążę przenieść ich w bezpieczne miejsce.







     Witam nową obserwatorkę, cieszy mnie każda nowa osoba, która zawita do mnie.
Tak więc zapraszam na ciasto i gorącą czekoladę. A do każdej porcji dodaję kwiatek, trzymajcie się cieplutko, pa.

czwartek, 25 września 2014

"Jestem malarzem nieszczęśliwym..."

Witam

     Znowu dawno mnie nie było, ale wiecie jak to jest. Cały czas siedzę przy "śpiącym chłopczyku". Na szczęście została mi już tylko jedna kartka. Trochę jestem już tym haftem zmęczona. Nie lubię robić kilka haftów na raz. Jak się zabieram za jakiś haft, to robię tylko to, no takie mam zboczenie, hi hi.
    Pora na prezentację tego co już mam.





    A teraz, dlaczego taki tytuł mojego wpisu. Otóż wzięłam się za malowanie, ale nie nie, nie obrazów aż taka zdolna to nie jestem. Malowałam krzesła.
    Kiedyś dawno temu kupiliśmy krzesła w IKEI. Jak wiecie tam wszystko jest pakowane w kartony, no i na takich kartonach z krzesłami napisane było "brąz", czyli nasz kolor. W domu, po rozpakowaniu okazało się, że to raczej brązu nie przypominało, tylko regularny czarny. No i cóż, stały sobie czarne krzesła, które w żaden sposób nie pasowały do brązowych mebli. Aż się zdenerwowałam i stwierdziłam, że je przemaluję. Przecież gorzej wyglądać nie mogą. Malowałam farbą ftalową do drewna, metalu, betonu. Miałam wziąć akrylową, ale przypomniałam sobie, że ta farba po jakimś czasie się ściera, a nie wiem jak można zrobić aby się nie ścierała.
      Krzesło przed malowaniem wyglądało tak :



       A teraz wygląda tak :



Na krzesłach były poduchy, długo zastanawiałam się jakim materiałem je obszyć. Aż któregoś dnia znalazłam materiał idealny




     Na razie mam uszyty jeden pokrowiec, trochę ciężko mi to szło, ale mam nadzieję, że kolejne już lepiej pójdą. Na szczęście mam wszystkie skrojone i dzięki temu zostało mi trochę materiału. Wymyśliłam, że uszyję z tych resztek woreczki, może na przydasie, może na mydełka, zobaczę.



A na zakończenie pokażę jak moje dwa kotki ślicznie śpią razem, chętnie bym się do nich przytuliła.


Witam nową obserwatorkę, miło mi że trafiłaś do mnie, rozgość się.
    Dziękuję za miłe komentarze. Serdecznie pozdrawiam w ten chłodny dzień i życzę ciepłych kaloryferów, bo u mnie już są, hurrrrra. Trzymajcie się, pa

wtorek, 16 września 2014

Wysłałam

Witam

     Tak sobie wskoczyłam tutaj na chwilkę, aby donieść, że wreszcie wysłałam do Kasi S. drobne prezenciki. Długo to trwało, za co bardzo przepraszam Kasię ale Wiecie jak to jest.
 Powrót z wakacji  i co za tym idzie konieczność doprowadzenia chałupy do użytku. Bo w domu został student, sam...
    Potem rozpoczęcie roku szkolnego, więc trzeba było przygotować młodszego syna.
    A jeszcze muszę się pochwalić, bo w niedzielę obchodziliśmy z mężem 23 rocznicę ślubu. Ja powiem, że to dopiero 23 rocznica. Świętowaliśmy skromnie, zbieramy siły na 25 rocznicę, a to już za dwa lata. Wtedy to dopiero będzie się działo, po prostu "cuda nad Wisłą", hi hi.
    Dobra, wracam do tematu. Zdjęcia nie za dobre i mało, ale trudno.




     I to by było tyle na dzisiaj. Nie wiem jak Wy, ale ja idę spać, bo "rano trzeba wstać, koniom wody dać".
Dziękuję wszystkim za miłe słowa, serdecznie pozdrawiam, pa.

piątek, 12 września 2014

Niespodzianka

Witam

    Dzisiaj będzie krótko, za to będzie dużo zdjęć.
    Otóż kiedyś Dusia z bloga "Syndrom kury domowej", wyraziła chęć zaadoptowania mojego hafciku. Ja nie miałam nic przeciw temu. Dusia zapytała co bym chciała za haft, wyraziłam swe marzenie i w taki oto sposób zaistniała mała prywatna wymianka. I teraz pokażę jakie cudowności dostałam od Dusi, której bardzo, bardzo dziękuję.
         Urocza bombka, która zachwyciła mnie swą krągłością. Zimą na pewno znajdzie się na choince, na honorowym miejscu.




      Cudowny kot klamkowiec, który zawładnął nie tylko moim sercem. Bo gdy młodszy syn go zobaczył od razu stwierdził, że ten kot jest jego. Chyba będziemy musieli ustalić kolejkę do przytulania kotka.



     Tu kotek w jesiennych wrzosach



     Śliczny pyszczek. Do tej pory nie śmiałam marzyć, że będę miała własnego klamkowca. Jednak warto marzyć.



       Piękna serwetka, na zdjęciu leży na stoliku, ale już znalazła miejsce na komodzie. Prezentuje się na niej uroczo, ponieważ komoda jest brązowa, więc pięknie widać wzór serwetki.





     Dusiu, jeszcze raz bardzo dziękuję za śliczne prezenciki. Cała moja rodzina jest pod wrażeniem.
No cóż, musiałam się pochwalić jaka dzisiaj niespodzianka mnie spotkała.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie w ten piękny wrześniowy dzień, pa.

czwartek, 11 września 2014

Jakoś to idzie...

Witam

     Pogoda dzisiaj nie zachęca do spacerów. Jest zimno, mokro i nijako. Rano pojechałam na rowerze na rynek po świeże warzywka i owoce. I jak tak chodziłam to widziałam, że jesień już na dobre rozsiada się na straganach. Wszędzie było widać sterty czerwonej papryki, skrzynki pełne śliwek węgierek, gdzieniegdzie błyszczą się kapelusze grzybów. No i piękne dorodne dynie, które dumnie zerkają na kupujących. W takich chwilach żałuję, że nie mam ogrodu pełnego warzyw.
      No i właśnie kupiłam śliwki, bo dzisiaj na obiad będą knedle ze śliwkami z tartą bułeczką. Kupiłam szczaw, bo mam ochotę na szczawiówkę, ale szczerze mówiąc nigdy nie gotowałam tej zupy, pamiętam ją tylko gdy mama gotowała. Może któraś z Was ma dobry i sprawdzony przepis na taką szczawiówkę, że ach....
     Przy takiej pogodzie bardzo miło wspomina się wakacyjny czas i oczywiście wyjazdy. Dzisiaj będzie ciąg dalszy, no trochę Was pomęczę.
     Na jakimś blogu zobaczyłam zdjęcia z gabinetu figur woskowych w Międzyzdrojach. Zajrzałam tam i przeczytałam bardzo nie pochlebną opinię. Wiem, każdy ma swoje zdanie i każdy ma prawo wyrażać to zdanie. Ale tam było o tym, że to wstyd, że hańba, że jak można wystawiać Hitlera i Bin Ladena prawie obok Papieża. Ja tę wystawę przyjęłam zupełnie inaczej, tak z przymrużeniem oka. Nie jako hołd składany tym ludziom, tylko jako przedstawienie historycznych  postaci, które w jakiś sposób, dobry czy zły wpisały się do historii.
     Są tam postacie z branży muzycznej, filmowej, ze świata polityki jak i ze świata bajek. Dla mnie wizyta, no nie w muzeum tylko na wystawie, była po prostu ciekawostką. Nie mam zbyt dużo zdjęć, więc pokażę tylko to co mogę.




A tak między nami, to chciałabym teraz pochodzić po plaży i posłuchać szumu morza.




    W drodze powrotnej z nad morza, zajechaliśmy do Trzebiatowa. Piękne, bardzo stare miasteczko, oczywiście jak większość naszych miasteczek zaniedbane. W sierpniu odbywa się tam Święto Kaszy. A to z tej okazji, że jak głosi legenda wrogi żołnierz z Gryfic, kiedy skradał się wzdłuż murów miasta, spadła na niego miska gorącej kaszy, którą zajadał obrońca Trzebiatowa. Gryficzanin podniósł krzyk i tak nie chcący zaalarmował mieszkańców, którzy dzięki temu obronili swój gród.         Jest w tym mieście pewien bardzo oryginalny zabytek.Otóż jest to sgraffito wykonane około 1635 roku.  Sgraffito jest to rodzaj dekoracji ściennej, złożonej co najmniej z dwóch warstw tynku. Tą techniką w XVII wieku pewien artysta wykonał na ścianie Trzebiatowskiej kamienicy zagadkowy rysunek słonia z towarzyszącym mu treserem. Podobno właśnie w 1635 roku do miasta zawitała wędrująca karawana egzotycznych zwierząt, która wzbudzała ogromne zaciekawienie ale i grozę. I na pamiątkę  właściciel kamienicy poprosił artystę aby uwiecznił to wydarzenie na ścianie.


     A żeby nie było, że tylko zwiedzałam, opalałam się  i obijałam, to mam zdjęcie na dowód tego że również pracowałam pilnie, jak mróweczka.



Mam też zdjęcie jak haftowałam na plaży, ale nie będę straszyć Was swym wyglądem w kostiumie. Bo po takim widoku koszmary nocne gwarantowane, hi hi.
A oto mój hafcik, no, jakieś małe postępy są widoczne, ale idzie mi to jak krew z nosa, straszne. STRASZNE !!!!!




    I tym miłym akcentem kończę, acha, witam nowe dziewczyny, jest mi bardzo miło, że do mnie zawitałyście.
Dziękuję wszystkim za miłe komentarze i za to , że jesteście. Trzymajcie się cieplutko, pa.