Translate / Tłumacz

piątek, 21 października 2016

Brak czasu... oj brak czasu.

Witam

    Znowu długo mnie nie było, aż wstyd mi się tak ciągle tłumaczyć. Ale uwierzcie, na prawdę nie mam czasu.
    Rok temu pisałam Wam, że rozpoczęłam pracę. Praca była bardzo fajna, byłam bardzo zadowolona, to zadowolenie trwało CAŁE szesnaście dni, tak tak, dobrze przeczytałyście. Byłam tam na zastępstwie i niestety pani, którą zastępowałam wróciła wcześniej do pracy, a ja wróciłam na łono rodziny. Szukałam jakiejś pracy, ale nie będę ukrywać, że za bardzo nie przykładałam się do tego. Aż w sierpniu dowiedziałam się, że w tym samym przedszkolu potrzebują pracownika, no i się zgłosiłam. I tak od połowy września znowu pracuję w przedszkolu i co najważniejsze mam umowę na rok, a może będzie i dłużej.
 Jak jest? Super, dzieciaki są świetne, koleżanki też są miłe. Tylko niestety nie mam już tak dużo czasu na robótki, wieczorem kiedy mogę coś porobić, normalnie odpadam, dwa krzyżyki i już śpię. Nawet wczoraj, tylko się nie śmiejcie, albo się właśnie śmiejcie, śmiech to zdrowie. Otóż wczoraj, po obiedzie, kiedy dzieci odpoczywały, koleżanka czytała im bajkę, ja usiadłam sobie na małym krzesełku, zapatrzyłam się na kolorowe drzewa za oknem, wsłuchałam się w głos koleżanki, i... sama nie wiem kiedy odpłynęłam. Obudził mnie jej śmiech. Sama się z siebie śmiałam, fakt, trochę było mi wstyd, dobrze że nie chrapałam.
    No, ale żeby nie było, coś tam robię, bo właśnie zapisałam się na kiermasz świąteczny, więc muszę przyłożyć się do roboty.  Robię kartki, hafty na torby, na fartuszki kuchenne. Ciekawe co mi z tego wyjdzie.







I to tyle z haftów, oczywiście nadal męczę Madonnę, doprawdy nie wiem kiedy ją skończę, chyba na świętego Nigdy.
    A teraz dalszy ciąg po imprezowych atrakcji, czyli Bardzo Poślubna Podróż.
Na początku października wybraliśmy się do Kazimierza Dolnego na cały weekend. Pogodę mieliśmy paskudną, było zimno, padało, siąpiło, mżyło. Ale od czego wyobraźnia i dobry humor. Mieszkaliśmy w uroczym pensjonacie Pod Kasztanami, przyjemne pokoje, przepyszne śniadanka, miły właściciel.
Całą sobotę przeznaczyliśmy na zwiedzanie miasteczka., które znajduje się nad Wisłą. Niegdyś było to miasto królewskie, w czasach "złotego wieku", było jednym z większych miast portowych. Miasteczko jest pełne renesansowej architektury, drewnianych willi, podcieni i ganków.
W XI w. istniała tam osada zwana "Wietrzną Górą", którą w 1181 roku Kazimierz Sprawiedliwy przekazał zakonowi norbertanek, które zmieniły nazwę osady na Kazimierz. Od końca XIII w. przez miasto biegł jeden z głównych szlaków handlowych. Niestety w czasach rozbiorów i odcięcia od Gdańska nastąpił kres Kazimierza jako miasta handlowego.
Ale dzięki pięknemu położeniu i warunkom naturalnym od końca XIX wieku Kazimierz stawał się co raz bardziej popularną miejscowością letniskową. Zaczęli zjeżdżać tam artyści malarze, urządzano plenery malarskie i tak jest do dzisiaj.
Co jest do  zwiedzania, otóż  powiem, że wszystko. Piękne kamieniczki, urokliwe uliczki, kościół Farny, kościół św, Anny,  zamek, spichlerze, cmentarz.





Cmentarz żydowski został zupełnie zniszczony w czasie II wojny przez Niemców. Macewy zostały użyte jako bruk. W latach 80 XX w. odzyskane macewy zostały wbudowane w pomnik na wzór jerozolimskiej ściany płaczu. Pomnik "płaczu" pęka w środku, co ma symbolizować tragiczny los polskich i kazimierskich żydów. Pomnik robi niesamowite wrażenie, a droga prowadząca do cmentarza położona jest  na dnie wąwozu co jeszcze wzmacnia wrażenia.





Kamienice Przybyłowskie pod św. Mikołajem i św, Krzysztofem. Wzniesione zostały w 1615 roku. Ich właścicielami byli bracia Mikołaj i Krzysztof Przybyłowie. Kamienice przyozdobione są wizerunkami patronów braci.



Widok na kościół farny, którego początki sięgają roku 1325. Został rozbudowany w stylu tzw. "renesansu lubelskiego". W kościele znajdują się najstarsze w Polsce organy z 1620 roku.



Droga na Górę Trzech Krzyży. Pierwsze wzmianki pochodzą z XVI wieku. Symbolika krzyży nawiązuje do upamiętnienia epidemii z początków XVIII wieku.


Z Góry rozciąga się przepiękny widok na miasto i na Wisłę.






Zamek królewski został wzniesiony w 2 połowie XIV w. Z zamkiem wiąże się legenda o Królu Kazimierzu Wielkim i pięknej Esterce. Opowieść mówi o miłości władcy do pięknej żydowskiej dziewczyny dla której kazał wybudować w pobliskiej Bochotnicy zamek. Legenda mówi też o długich podziemnych korytarzach, które miały łączyć oba zamki, aby kochankowie mogli spotykać się.
Może to legenda, ale jakże piękna i romantyczna.





Kamienica Celejowska, wzniesiona w 1635 roku i należy do najcenniejszych zabytków epoki manieryzmu.


No cóż, takie oto "zabytki" też należało odwiedzać, a muszę przyznać, że w Kazimierzu toalety są pięknie utrzymane.


 W 1921 roku w Kazimierzu powstał Zakład Kąpielowo-Dezynfekcyjny wzniesiony przez Naczelny Nadzwyczajny Komisariat ds. Walki z Epidemiami. Brzmi strasznie, ale spełniał swoje zadanie. Projektantem zakładu był znakomity architekt Jan Koszczyc- Witkiewicz.





Droga na dnie wąwozu, który przecina Cmentarz Parafialny. Nad wąwozem znajduje się most kamienny projektu architekta Karola Sicińskiego. Niestety zdjęcia nie wyszły bo było zbyt ciemno.
Na tym cmentarzu pochowani są Maria i Jerzy Kuncewiczowie.







W drodze powrotnej zajechaliśmy do Puław, aby zwiedzić pałac Czartoryskich, ale to już następnym razem, bo nie chciałabym Was zanudzić i wystraszyć.
    Chciałabym bardzo serdecznie podziękować Wam wszystkim Kochane za cudowne życzenia i przemiłe słowa z okazji naszej rocznicy ślubu, bardzo się przydały. Dziękuję :)

Na ten weekend planuję odpoczynek czego i Wam życzę, pa.

poniedziałek, 10 października 2016